Przedrzeźnianie sąsiada i złe sny

- Nie możesz znieść, że projekt domu jednorodzinnego po przeciwnej stronie ulicy jest ładniejszy od Twojego? Po prostu skopiuj go szyderczo na swojej fasadzie!
Mało prawdopodobne, by nawet w Polsce, ciężko doświadczonej sąsiedzkimi zawiściami co najmniej od czasu fredrowskiej „Zemsty”, ktoś zdecydował się na podobne posunięcie. Ale taka techniczna możliwość już istnieje – jak pokazali projektanci holenderskiego studia MVRDV, odtwarzając na ścianach wielkiego combo rozrywkowego, The Imprint, fasady otaczających go budynków publicznych.

Przedsięwzięcie, które nieodwołanie kojarzy się z „Incepcją” i różnego rodzaju modyfikacjami poczytalności, zostało zrealizowane w Korei Południowej, w rozbudowanej tkance miejskiej otaczającej jedno z największych lotnisk Azji Południowo-Wschodniej Incheon. Centrum rozrywki, w którym znaleźć się mają m.in. kina, „safari tematyczne 3D”, sale koncertowe i kluby nocne, z definicji nie potrzebuje okien. Potania to koszt budowy: w gruncie rzeczy architekci mogliby się zadowolić surowym murem, postanowili jednak puścić wodze fantazji.

Na gładkich ścianach „The Imprint” odtworzono wiernie elementy luksusowej, choć pozbawionej nieco wyrazu architektury otaczającej lotnisko: nagromadzenie pięciogwiazdkowych hoteli, czasem klasycyzujących, czasem modernistycznych, od kilkunastu lat znane jest jako Paradise City. Opatrzone przez bywalców lotniska Incheon (i narzucające się spojrzeniu każdego, kto tamtędy przejeżdża) fasady postanowiono skopiować w skali 1:1, skanując je laserowo, a następnie sporządzając ich silikonowe odlewy, które zostały ostatecznie wypełnione betonem architektonicznym: stosunkowo cienkie (10-17 cm) płyty-panele z betonu zostały następnie przymocowane do ścian kompleksu rozrywkowego.

Wynik jest uderzający, choć niekoniecznie może w sposób, jaki zamarzyli sobie projektanci MVRDV. Widmowe, popielisto-białe kopie otaczających budynków, ze „ślepymi” otworami okiennymi i drzwiowymi, robią wrażenie ni to brulionu do kolorowania, ni to snu-koszmaru: odrealnione, jawnie imitatorskie, rozszerzają obszar wątpliwości poza kompleks „The Imprint”: można odnieść wrażenie, że kto wie, może całe otoczenie (przynajmniej architektoniczne) jest odlewem, tyle, że miejscami nieco lepiej podkolorowanym?

Tę wątpliwość umacnia jeszcze fakt, że architekci nie zadowolili się wiernym skopiowaniem rzeczywistych fasad. W kilku przypadkach przetworzyli je, traktując (komputerowo), jako miękką materię, którą można pofałdować lub rozciągnąć jak gumę, jawnie podkreślając w ten sposób jej iluzoryczność. Spod widmowych, bladych, zdeformowanych fasad przezierają błyski LED-owych ekranów: jedna iluzja zostaje zdemaskowana, ustępując miejsca drugiej iluzji. I jak tu nie powiedzieć, że „wszystko jest snem|? I czy to ku temu zmierza wyobraźnia współczesnych twórców, do kwestionowania substancjalności świata wokół?