Efekt biedronki

Tak, nowa sieć handlowa to duży sukces – przyznają to wszyscy, nawet (zgrzytając zębami) konkurenci. Ale „efekt biedronki”, przed którym przestrzega coraz więcej specjalistów od budownictwa, nie ma nic wspólnego z popularną siecią sklepów, prócz może takiego samego pragnienia – by było dużo i tanio – które napędza menedżerów sieci handlowych i szefów firm budowlanych, zajmujących się tynkowaniem. Ci pierwsi odnoszą na razie same sukcesy: przed działaniem tych drugich na skróty warto przestrzec wszystkich, którzy zabierają się za wznoszenie domu jednorodzinnego według samodzielnie wybranego projektu.

W związku z zaostrzeniem norm budowlanych, podwyżkami cen materiałów opałowych, ale też – dążeniem do energooszczędności rośnie liczba domów ocieplanych z zewnątrz specjalnie dobranymi styropianowymi panelami: według niektórych szacunków, na zabieg ten decyduje się obecnie ponad 90 proc. właścicieli nowo wznoszonych domów. Z reguły tą prostą, ale dość nużącą pracą (rozrobienie lepiku, układanie paneli na wpust, wypełnianie pianką szczelin i okrywanie całości siatką, pokrywaną następnie tynkiem) wykonują kilkuosobowe ekipy. Jak się okazuje – wato dopilnować jedną z zaniedbywanych przez nie często kwestii.

Oprócz kleju, styropian mocowany jest również mocowanymi we właściwej ścianie kołkami o charakterystycznych, dużych, „talerzykowatych” łebkach. Zwykle kołki zagłębiają się mocno w styropian – i między ich płaskim, talerzykowatym końcem a powierzchnią całej styropianowej płyty zostaje kilka lub kilkanaście centymetrów pustej przestrzeni – ot, taka „studzienka”. Zdarza się, że wykonawcy wypełniają ją zaprawą klejową – i na wszystko to kładą siatkę, a następnie tynk.

Fatalny błąd! Ponieważ w innych miejscach prócz „studzienek” zaprawa klejowa ma zaledwie kilka milimetrów grubości, wysycha znacznie szybciej. Grubsza warstwa zachowuje wilgoć – no, i zaczyna się. Wilgoć przyciąga jak magnes grzyby i pleśnie – i nagle na świeżym tynku pojawia się (niemal „magicznie”, w oczach tych, którzy nie znają jego genezy – trochę tak, jak „diabelskie grzybki”, wyrastające w lesie w zdumiewająco regularnym kręgu) kolisty wykwit kilkudziesięciu ciemnych punktów. Biedronka!! Wyjaśnienie jest oczywiście proste: kolisty – bo kolisty kształt ma zawilgocone podłoże, punkty – bo pod tynkiem znalazła się niepoddająca się wilgoci siatka.. Ale właścicielowi domu nie jest od tego wyjaśnienia raźniej – ani latem, ani zimą, kiedy na ścianach wyrasta mu „biedronka w negatywie”: koliście skupione punkciki białe od wykrystalizowanego lodu…

Rozwiązanie jest jedno: „studzienkę” w styropianie należy zaślepić takim samym materiałem, czyli styropianem, osiągając możliwie równą powierzchnię całej ściany, na którą dopiero można nakładać siatkę. A jeśli komuś pojawiły się już na ścianie „biedronki”? Są dwa wyjścia: polubić – albo pozwać ekipę układającą ocieplenie (najlepiej z orzeczeniem rzeczoznawcy w zanadrzu) i zerwać tynk z siatką, odkuć zaprawę klejową ze „studzienek”, wypełnić je styropianem – i otynkować od nowa. Trzeciego wyjścia nie ma: „biedronki” same nie odlecą. [ws]