Moi ulubieni architekci

Christian Kerez, Szwajcar z misją

2016-07-07

Należy do najbardziej znanych współczesnych architektów, wymyślił dom z jedną ścianą i bryłę szkoły w Leutschenbach, która jednych zachwyca, innych drażni, ale nikt nie przechodzi obok niej obojętnie. Niewiele brakowało, by w Warszawie powstał gmach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zaprojektowany przez bohatera tego wpisu. Jednak się nie udało…

Poznajcie Christiana Kereza, Szwajcara, urodzonego 54 lata temu w Maracaibo w Wenezueli. Prawa do wykonywania zawodu architekta Kerez zdobył na Politechnice Federalnej w Zurychu w 1988 roku. Początki to klasyczna droga, jaką przebyło wiele osób przed nim – najpierw praktyka w biurach projektowych, a potem stworzenie własnej firmy architektonicznej. Doszło do tego pięć lat po uzyskaniu dyplomu.

Pierwsze realizacje to kapliczka w Oberrealta w Szwajcarii, surowy, betonowy budynek w kształcie małego domku ze spadzistym dachem. Z jednej strony znajduje się wejście, po przeciwnej jest ciągnąca się prawie od sufitu do podłogi wąska szczelina.

Kapliczka powstała w 1992 r., osiem lat później Kerez został współtwórcą, razem z dwoma innymi architektami, siedziby Muzeum Sztuki w Vaduz w Liechtensteinie. Budynek ma kształt prostopadłościanu z płaskim dachem, ciemnoszare ściany i przeszkloną dolną część, łącząca dwie ściany. Tam zlokalizowano wejście. Wnętrze wykończono w bieli. Jako ciekawostkę można podać, że w Muzeum swoją wystawę miała polska artystka, Monika Sosnowska, specjalistka od instalacji. To nie koniec: gmach Muzeum Sztuki w Vaduz został wybrany jednym z dziesięciu najbrzydszych budynków świata przez użytkowników portalu Virtual Tourists.

Wielkie wrażenie robi szkoła w Leutschenbach w Zurychu. Z daleka widać konstrukcję, opartą na betonowych belkach, umieszczonych pionowo i skośnie. Budynek ma pięć pięter, a każde otoczone jest tarasem z balustradą. Najwyższa kondygnacja jest dwa razy wyższa niż pozostałe, bo znajduje się tam sala gimnastyczna. Ściany wykonano niemal w całości ze szkła, co wygląda szczególnie efektownie po zmroku.

Kolejnym niezwykłym pomysłem Kereza jest dom z jedną ścianą, zbudowany także w Zurychu. Ta konstrukcja biegnie zygzakiem przez całą długość budynku, pełniąc rolę ściany nośnej, wyznaczając pomieszczenia wewnątrz i dzieląc dom na pomieszczenia. W górnej kondygnacji kształt kluczowej ściany jest nieco inny, po to by ukryć łazienkę. Ściany zewnętrzne nietypowego budynku wykonano ze szkła.

Na koniec o polskiej przygodzie Kereza. Szwajcarski architekt wygrał konkurs na projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Muzeum miało powstać na placu Defilad. Konkurs rozstrzygnięto w 2007 r, a już rok później pojawił się pomysł, by do muzeum dołączyć także nową siedzibę Teatru Rozmaitości. Kerez miał przerabiać projekt, po drodze okazało się, że miasto nie jest właścicielem części działek, na których miał powstać nowy budynek. Ostatecznie, w 2012 r. władze Warszawy zerwały umowę z Kerezem, grożąc nawet procesem sądowym za poniesione koszty. Szwajcar bronił się, twierdząc, że utrudniano mu pracę, wskazywał problemy własnościowe i zmiany w pierwotnym projekcie. Rok temu wybrano nowy projekt, realizacja – za cztery lata.

rob

na zdjęciu szkoła w Leutschenbach, fot. Beat Junker, Archi - tourist

Viny Maas i MVRDV

2016-07-03

Viny Maas to holenderski architekt, profesor i specjalista od architektury krajobrazu. Na początku l. 90. razem z dwójką innych holenderskich architektów, Jacobem van Rijsem i Nathalie de Vries założyli pracownię o nazwie MVRDV. Skrót to pierwsze litery nazwisk całej trójki.

Pierwszym zrealizowanym projektem, który zwrócił uwagę na zespół MVRDV, był tak zwany WoZoCo, czyli budynek mieszkalny dla osób starszych, z ponad setką mieszkań, zbudowany pod koniec l. 90. w Amsterdamie. Potocznie nazwano go wiszącym domem, a to z powodu nietypowej konstrukcji, w której część pięter wystaje poza obrys całej bryły. W skrócie wygląda to tak, jakby z komody, składającej się z wielu szuflad, powysuwać niektóre z nich i tak zostawić. Takie rozwiązanie okazało się konieczne, ponieważ nie udało się pogodzić zakładanej liczby mieszkań, wymiarów działki oraz budynku oraz wymogu, by wszystkie lokale były dostatecznie jasne i przestronne. Na dodatek część mieszkań wyposażono w balkony, zabudowane na wysokość całego mieszkania, jak pudełka, doczepione do elewacji. Balkony te mają przeszklenia w kolorze niebieskim lub pomarańczowym. WoZoCo robi tak duże wrażenie, że nie brakuje chętnych, którzy specjalnie przyjeżdżają, by obejrzeć budynek. To dozwolone, pod warunkiem, że uszanuje się prywatność mieszkańców – apelują autorzy projektu na swojej stronie internetowej.

Podobne rozwiązanie wykorzystali holenderscy architekci w projekcie oddziału banku DNB w Oslo. Elewacja składa się ze szkła i ceglanych kwadratów z oknami, będących oddzielnymi pomieszczeniami. Gdzieniegdzie te kwadraty cofają się, w innych miejscach wystają, co pozwala na swobodny dostęp światła do różnych części budynku. Ponieważ jest to biuro, kolorystyka jest bardziej stonowana niż w przypadku WoZoCo. Autorzy opowiadają o swoim projekcie, jako o składającym się z kostek lub pikseli – ceglanych i szklanych – które gdzieniegdzie wypadły, a w innych miejscach pojawiło się ich zbyt dużo. I tak powstał ostateczny efekt…

Dwa lata temu zakończyły się prace nad Halą Targową w Rotterdamie. To wyjątkowy budynek, przypominający kształtem tunel o wysokości 40, szerokości 20 i długości 114 metrów. Wejście umieszczono tylko z jednej strony, z drugiej znajduje się konstrukcja, podobna do naciągu rakiety tenisowej, zabezpieczająca wnętrze przed wiatrem i deszczem. W hali są stoiska i sklepy, ale w ścianach wewnętrznych umieszczono także biura i mieszkania. Dlatego od wewnątrz oraz zewnątrz budynek wyposażony jest w rzędy okien. Dodatkowo we wnętrzu wymalowano gigantyczne i kolorowe truskawki, czereśnie, papryki oraz inne owoce i warzywa. Są także ogromne rysunki kwiatów. Całość sprawia bajeczne wrażenie i od razu kojarzy się z miejscem, gdzie można kupić świeże produkty. Natomiast jeśli ktoś chciałby tam przenocować, to oferty pokoi można znaleźć na portalu Couchsurfing.

Rotterdam to także miasto, gdzie powstał architektoniczno – kulturalny projekt MVRDV, czyli schody, wysokie na dwadzieścia dziewięć metrów, umieszczone w sercu miasta, obok dworca głównego. Schody prowadzą na dach budynku o nazwie Groot Handelsgebouw, który jako jeden z pierwszych został odbudowany ze zniszczeń II wojny światowej. Z okazji wzniesienia schodów uruchomiono także nieczynne od dawna kino Kriterion, popularne w l.60. Schody były tymczasową instalacją, czynną przez miesiąc i miały pozwolić mieszkańcom na symboliczne przeniesienie się z teraźniejszości w przeszłość.

rob
na zdjęciu WoZoCo, fot. Wikimedia

Adam Caruso, architekt mimo woli

2016-06-28

„Nie chcę być architektem, bo to ciężki kawałek chleba”…. To cytat z młodzieńczych przemyśleń pewnego Kanadyjczyka, Adama Caruso. Caruso urodził się w Montrealu w 1962 roku, jego matka była bibliotekarką, ojciec architektem. Właśnie ojciec zachęcał syna do pójścia w swoje ślady, ale ten wolał studiować medycynę, a potem historię sztuki. Nagle jednak poczuł chęć zostania architektem i zapisał się na Uniwersytet McGill w Montrealu. Po ukończeniu edukacji obawy, dotyczące przyszłości w zawodzie, zaczęły się sprawdzać. W Kanadzie nie było zajęcia dla młodego adepta projektowania. Caruso podjął więc decyzję o przenosinach do Europy, konkretnie do Londynu.

Właśnie w stolicy Wielkiej Brytanii zaczął pracować w pracowni architekta Floriana Beigela, Tam poznał niejakiego Petera St. Johna, Anglika z hrabstwa Surrey, którego nikt nie zachęcał do studiowania architektury. Jego ojciec był inżynierem, zatrudnionym w przemyśle lotniczym. St. John sam uznał, że jego przeznaczeniem są studia architektoniczne.

Obaj panowie założyli w 1990 r. własne studio projektowe. Pięć lat później wygrali międzynarodowy konkurs na zaprojektowanie nowej galerii sztuki w angielskim mieście Walsall. Budynek powstał w 2000 r., a oficjalnego otwarcia dokonała brytyjska królowa Elżbieta II. Projekt zwrócił uwagę na nieznanych szerzej architektów. Elewacja galerii wyłożona została drewnianą terakotą jasnego koloru. Wnętrze wykonano z surowego betonu, a część ścian wyłożono panelami z daglezji, czyli drzewa z odmiany sosnowatych. Galeria sztuki ma pięć pięter, w ciągu następnych kilkunastu lat dokonano w niej niewielkich poprawek, ulepszając dzieło Caruso i St. Johna.

Kolejnym głośnym projektem był Brick House, czyli Ceglany Dom, wykonany na zlecenie prywatnego klienta z Londynu. Umieszczono go na działce o nieregularnym kształcie, wciśniętej pomiędzy gęstą zabudowę zachodniej części miasta. Dom nie mógł być wyższy niż jedno piętro. W efekcie powstało coś w rodzaju mieszkalnego bunkra, chroniącego prywatność lokatorów za pomocą skomplikowanej bryły dachowej, wyposażonej w nieregularnego kształtu otwory, zapewniające dostęp światła do wnętrza. Nazwę „Ceglany dom” należy rozumieć dosłownie: ściany zewnętrzne oraz wnętrze wykonane są właśnie z cegieł, oczywiście nie takiego samego rodzaju. Budynek zyskał wielu zwolenników, choć nie brakuje także opinii, iż przypomina bardziej piwnicę czy schron niż dom mieszkalny.

W 2010 r. powstała nowa kawiarnia w ogrodach Chiswick, położona w pobliżu słynnej rezydencji o tej samej nazwie w Londynie. Zlecenie, wykonane przez studio projektowe Caruso i St. Johna, było częścią planu renowacji całego miejsca, które przez wieki należało do śmietanki brytyjskiej arystokracji, a w XX wieku popadło w ruinę i zostało przejęte przez państwo. Kawiarnia znalazła się w miejscu dawnych stajni. Jej projekt jest rewelacyjnie prosty – składa się z kamiennych kolumn, przykrytym płaskim dachem i nieco przypomina stół z poszerzonymi do absurdalnych rozmiarów nogami, na dodatek nie czterema, lecz sześcioma i więcej. Pod dachem umieszczono stoliki dla gości, a dzięki szerokim otworom w kolumnach mogą oni podziwiać ogród rezydencji Chiswick.

rob
na zdjęciu - galeria sztuki w Walsall, fot. Wikimedia

Valerio Olgiati, Szwajcar z fantazją

2016-06-21

Valerio Olgiati może pochwalić się nietypowym domem, który zbudował dla siebie w Portugalii, szeregiem nagród od prestiżowych stowarzyszeń architektonicznych oraz międzynarodową karierą. Jest jednak coś jeszcze, co wyróżnia go od innych światowej sławy architektów. Szwajcar wpadł na pomysł, by poprosić najbardziej znanych przedstawicieli jego zawodu o przesłanie rysunków i zdjęć, które inspirują ich w pracy. W ten sposób powstała książka, zatytułowana „Obrazy architektów”, na którą składa się ponad 330 kolorowych i czarno – białych ilustracji. Na nietypową prośbę odpowiedziało 44 światowej sławy architektów, w tym tak znani jak David Chipperfield, Sou Fujimoto, Peter Zumthor czy Arata Isozaki. Książka dostępna jest w sprzedaży wysyłkowej i można kupić ją za niecałe 60 euro
.
Valerio Olgiati to miłośnik surowego stylu. Projektowane przez niego budynki mają zwykle jednolite kolorystycznie elewacje, przypominające strukturą beton lub wykonane po prostu z betonu. Znacznie ciekawiej jest wewnątrz, tak jakby chropawa powierzchnia miała odstraszać intruzów. Weźmy na przykład Atelier Bardill, powstałe w miejscowości Scharans w Szwajcarii. Z zewnątrz to bryła z ciemno – czerwonego betonu, urozmaicona kwiatami, wpisanymi w koła różnej wielkości i będącymi czymś w rodzaju płaskorzeźb. Za to jakie atrakcje kryją się w środku! Bardill to miejsce pracy poety i muzyka. Ściany tworzą czworokątne zamknięcie wokół dziedzińca, a w środku znajduje się ni to atrium, ni to patio. Pomieszczenia do pracy zajmują zaledwie jedną trzecią powierzchni budynku. Od trawiastego dziedzińca oddzielają je szklane, przesuwne drzwi. Pracownia powstała zamiast dawnej stodoły, warunkiem udzielenia pozwolenia na przebudowę było usytuowanie nowego budynku w miejscu starej stodoły.

Według podobnego pomysłu wykonano salę muzyczną w Landquart w Szwajcarii. Z jednej strony to pionowa, kilkumetrowej wysokości ściana z szarego betonu. Przeciwległa ściana ma znacznie mniejszą wysokość. W efekcie budynek wyposażono w spadzisty, blaszany dach. W rzucie bocznym sala przypomina nieforemny trapez. W środku może pomieścić się do 180 widzów, a dostęp światła dziennego zapewniają okna, położone naprzeciwko siebie we frontowej części, tam gdzie umieszczono podium dla muzyków.

Valerio Olgati ma też na swoim koncie nietypowy projekt własnego domu. Zbudował go w Portugalii, w miejscowości Alentejo, położonej około 10 kilometrów od wybrzeża Atlantyku. Budynek przypomina kartonowe pudło, które pozostawiono otwarte, a górne brzegi sterczą pod kątem 45 stopni na zewnątrz i do wewnątrz – w stosunku do ścian. W rzeczywistości są to betonowe mury, dobudowane po to, by chronić przed palącym słońcem. Gdzieniegdzie w tych murach umieszczono otwory, będące oknami. Elewacja wykonana jest w brudno – czerwonej barwie, co upodabnia dom do okolicy, charakteryzującej się glebą właśnie takiej barwy. W środku tego domu – pudła znajduje się odkryty basen, ciągnący się od salonu, przez całą długość budynku, aż do otwartego wyjścia na ogród. Wokół basenu zasadzono drzewa i krzewy. Resztę pomieszczeń domu schowano wewnątrz, tak iż są kompletnie niewidoczne z dziedzińca. Umeblowanie jest spartańskie i bardzo niewyszukane. Przedmioty wyposażenia wnętrza dobrano kolorystycznie do murów i otaczającego budynek ogrodu.

rob
Atelier Bardill w Scharans, fot. wikimedia

Hiroshi Nakamura, japoński fantasta

2016-06-13

Im mniej normalnie, tym lepiej – tak mogłoby brzmieć motto japońskiego architekta, Hiroshi Nakamury. To w końcu twórca kaplicy o bryle w kształcie wstęgi, domku w lesie, przypominającego namiot lub indiańskie tipi, szklanego domu o kształcie wielkiej kostki czy innych architektonicznych dziwactw. Z drugiej strony, jakie znaczenie ma dziś słowo „normalnie”? Żyjemy przecież w czasach, w których nie ma żadnych świętości, wszelkie wzorce i tradycje uległy wyczerpaniu i nic nie powinno szokować.

Kaplica – wstęga powstała na wybrzeżu morskim w prefekturze Hiroshima w 2013 r. Główną cechą konstrukcyjną kaplicy są schody, rozpoczynające się z dwóch różnych końców, opasujące całość i kończące się platformą widokową na wysokości piętnastu metrów. Pod schodami znajduje się wnętrze kaplicy, które może pomieścić maksymalnie osiemdziesięciu gości. Schody wykonano z betonu i mają konstrukcję otwartą, to znaczy nie są niczym zadaszone. Dwa początki schodów, zbiegające się u jednego końca, mają symbolizować instytucję małżeństwa, przypomina autor projektu. Konstrukcyjnie, kaplica przypomina stożek, opasany gigantyczną tasiemką. Schody to jednocześnie ściany i dach, a między nimi umieszczono szklane ściany, tak by wpuścić do wnętrza jak najwięcej światła.

Rok wcześniej niż kaplica powstał szklany dom w Hiroshimie. Budynek ma kształt kwadratowej kostki i stoi w centrum miasta, przy ruchliwej ulicy. Ściany zbudowano z materiału, podobnego do mrożonego szkła. W istocie to szereg szklanych kostek, ustawionych jedna na drugiej i połączonych ze sobą stalowymi śrubami. Elewacja wygląda jak ściana wodospadu. Dzięki temu mieszkańcy mogą obserwować ruch na ulicy, natomiast z zewnętrz widać zarysy drzew, tworzących atrium. Zamysłem projektanta było zapewnienie odrobiny prywatności mieszkańcom domu, w samym sercu dużego miasta. Dolny poziom zajmuje garaż i wejście. Na górnych piętrach znajdują się pomieszczenia, znane z każdego innego domu, czyli kuchnia, salon, sypialnie i pokoje dziecięce. Ogród z krzewami i niewielkimi drzewami sięga niemal sufitu, co sprawia, że na przebywając na dowolnej kondygnacji można poczuć się jak w ogrodzie.

Hiroshi Nakamura dobrze czuje się nie tylko w wielkim mieście, lecz także na łonie natury. Udowodnił to projektując dom w Nasu, popularnym japońskim kurorcie wypoczynkowym. Życzeniem właścicieli było zachowanie drzew, jakie znajdowały się na działce i jak najmniejsza ingerencja w otaczający teren. Nakamura wywiązał się z zadania, projektując budynki w kształcie ostrosłupa i wysokości, nie przekraczającej czubków okolicznych drzew. W efekcie powstało coś w rodzaju namiotu o bardzo rozległej podstawie i ostro ściętych ścianach. By rozwiązać problem braku przestrzeni na górnych kondygnacjach, stworzono tam sypialnie i przytulne pokoje z matami do siedzenia. Cały budynek składa się z kilku ostrosłupów, w których ulokowano sypialnię, łazienkę, jadalnię, salon i coś w rodzaju niewielkiego tarasu. Wszystko jest połączone w jedno, z ciągiem komunikacyjnym, pozwalającym na przechodzenie do kolejnych pomieszczeń. Całość wykończona jest bardzo luksusowo różnego rodzaju drewnem. W środku jest kominek i klimatyzacja. W połaci dachu znajdują się trójkątne okienka, zapewniające dostęp światła dziennego.

rob

zdjęcie ze strony vignette3.wikia.nocookie.net

Christoph Ingenhoven, zimny modernista

2016-05-25

Tak właśnie mówią o tym niemieckim architekcie jego przeciwnicy. Z jednej strony trudno to zrozumieć, bo Ingenhoven to jedna z gwiazd niemieckiej i światowej architektury, autor monumentalnych projektów, zmieniających oblicza całych miast. Z drugiej strony, wiadomo, że śmiali wizjonerzy napotykają największy opór przy realizacji planów i celów.

Christoph Ingenhoven urodził się w 1960 r. w Dusseldorfie. Architekturę studiował na uniwersytecie w Akwizgranie. Mając 25 lat założył biuro „Ingenhoven architekci”. W 1991 r. firma Inghovena wygrała konkurs na zaprojektowanie siedziby głównej niemieckiego giganta energetycznego RWE w Essen. Budynek ma kształt wieży i wysokość 127 m. oraz 32 piętra. Uwagę zwraca podwójna szklana fasada, co zapewniać ma lepszy dostęp światła i wentylację. Twórca projektu określa swoje dzieło jako pierwszy niemiecki biurowiec ekologiczny. Budowę ukończono w 1997 roku.

Dwa lata później niemiecki architekt wygrywa konkurs na projekt głównej siedziby linii lotniczych Lufthansa we Frankfurcie nad Menem. Zadaniem Ingenhovena było pogodzenie sprzeczności – biuro znajdowało się w pobliżu międzynarodowego lotniska, jednego z największych w Europie, a jednocześnie musiało zapewniać spokój i komfort pracy personelowi lotniczego giganta. Efektem jest przeszkolony, niewysoki budynek, przypominający nieco grzebień, położony na boku. Zęby grzebienia to budynki biur, między nimi urządzono ogrody i oranżerie. Takie rozwiązanie izoluje od hałasu i pozwala na wytchnienie pracownikom. Rośliny, rosnące w ogrodach, pochodzą z pięciu kontynentów, co ma podkreślać globalny charakter. W środkowej części grzebienia zaplanowano trakt biurowy, gdzie personel może się spotykać. Konferencje i spotkania możliwe są także w ogrodach, oddzielających części budynku.

W 1997 r. pracownia Ingenhovena wygrywa konkurs na projekt nowego dworca kolejowego w Stuttgarcie. Rozwiązanie, jakie zaproponowali architekci, to prawdziwy przełom, polegający na „schowaniu” dworca, torów i pociągów w podziemiu. Nad nimi powstać ma nowa dzielnica mieszkaniowa. Obecnie nikogo to nie dziwi, ale prawie dwadzieścia lat temu niewiele osób śniło o takim pomyśle. Dodatkowo, na nowym poziomie „zero”, nad dworcem, znajdzie się plac, a na nim kilkanaście stożków, umożliwiających dostęp światła dziennego na perony. Stojący obok torów stary budynek dworcowy, zaprojektowany w 1927 r. przez Paula Bonatza, został wkomponowany w nowe rozwiązanie.

Projekt Ingenhovena wzbudził euforię, choć okazało się, że może kosztować nawet 3 miliardy euro. Niestety, gromadzenie potrzebnych pozwoleń zabrało prawie osiem lat. W międzyczasie rozpoczęły się gorące protesty przeciw pomysłowi dworca. Organizowano nawet akcje demonstracyjne, których uczestnicy wykrzykiwali nazwisko Inghovena, jakby był najbardziej znienawidzonym politykiem. „Nie mam z tym problemu. Wygrałem otwarty konkurs architektoniczny i mój projekt nadal bardzo mi się podoba” – mówił architekt w 2010 r,, w wywiadzie dla Spiegla. Właśnie w tym roku ruszyła przebudowa dworca w Stuttgarcie. W międzyczasie projekt zmodyfikowano – doszedł na przykład tunel kolejowy, który łączyć ma Stuttgart z miastem Ulm. W efekcie wzrosły także koszty. Według zewnętrznego audytu, sięgną one nawet 7 miliardów euro. Przebudowany dworzec ma być gotowy za trzy do pięciu lat.
rob

na fot. siedziba Lufthansy, zdjęcie ze strony www.fsb.de

Biuro architektoniczne Dekleva Gregorić, Słowenia

2016-05-06

„Dekleva Gregorić arhitekti” to słoweńskie biuro projektowe, założone w 2003 r. w Ljubljanie przez dwójkę architektów – Aljosę Dekleva i Tinę Gregorić. W tym właśnie roku wrócili z Londynu, gdzie zdobyli dyplomy Architecture Associations, najstarszej prywatnej uczelni architektonicznej w Wielkiej Brytanii. Wcześniej oboje skończyli wydział architektury na uniwersytecie w Ljublanie.

Dekleva i Gregorić są właściwie równolatkami – Aljosa urodził się w 1972 r. w Postojnie, a Tina w 1974 w miejscowości Kranj. Wtedy jeszcze oba miasta, podobnie jak Słowenia, należały do byłej Jugosławii.

Pierwszym projektem dwójki architektów był dom w dzielnicy Krakovo, należącej do Ljubljany. Nazwano go XXS, tak jak rozmiar odzieży dla kogoś bardzo szczupłego. Powód jest bardzo prosty – budynek ma powierzchnię użytkową zaledwie 43 m. kw. i powstał na niewielkiej działce. Wcześniej stało tam coś w rodzaju szopy lub budynku gospodarczego, służącego właścicielom sąsiedniego domu. Dodatkowym utrudnieniem było to, że dom musiał być skierowany ku północy. Architekci zdecydowali się na prostą bryłę, z dachem ściętym w kierunku frontu. By zapewnić dostęp światła, zamontowali okna dachowe, ale nie w powierzchni dachu, lecz dodatkowej nadbudówce, umieszczonej na dachu. Bryła obłożona jest płytami cementowymi w kolorze szarym, w środku zastosowano metal i drewno.

Podobnie wykonano elewację budynku o nazwie L, znajdującego się w mieście Seżana. To wielopiętrowy blok mieszkalny, zaprojektowany w 2004 r. Mieszkania mają niewielką powierzchnię, a w środku znajduje się loggia i klatka schodowa. Wracając do elewacji, wyłożono ją płytami z betonu, ale tym razem w ciemno – bordowej barwie. Projekt rozpoczął się od jednego budynku, ale w planach jest zbudowanie kilku kolejnych.

W 2011 r. zakończyła się budowa domu w Maui na Hawajach, zaprojektowanego przez biuro architektoniczne Dekleva Gregorić. Dom powstał na zboczu, schodzącym do oceanu, na zupełnym odludziu. Pomysł polegał na tym, by pod jednym dachem umieścić kilka pomieszczeń, niezbędnych w każdym domu mieszkalnym – czyli kuchni, łazienki, salonu itd., a jednocześnie stworzyć pokoje odseparowane od innych. Kluczową sprawą było zapewnienie doskonałego widoku na ocean prawie z każdego pokoju, ponieważ to największa zaleta tej lokalizacji. Budynek ma wielospadowy dach o skomplikowanym kształcie. Wychodzi on poza obrys domu i zapewnia schronienie przed palącym słońcem i silnym wiatrem, jakie panują w tamtejszym klimacie. Architekci chwalą się, że do budowy wykorzystano tylko i wyłącznie lokalne materiały – na przykład drewno czy kamień.

Prestiżową nagrodę magazynu Architectural Review zapewnił słoweńskim architektom projekt domu w miejscowości Vrhovlje. Budynek nazwano kompaktowym, ponieważ ma tylko 83 m.kw. powierzchni użytkowej i składa się z dwóch kondygnacji. Ciekawostką jest jednakowy wygląd ścian i dachu, tak jakby budynek wyciosano z jednego kawałka kamienia, w którym wydrążono następnie okna i drzwi. Projekt nawiązuje do kamiennego budownictwa, z którego słynął region Karst, w którym leży Vrhovlje. Za to wnętrze wyłożone jest drewnem. Obie kondygnacje łączą fantazyjne schody, a zamiast barierek są liny, zwisające z sufitu aż do podłogi na parterze.

rob
na zdjęciu dom XXS, Ljubljana, obraz ze strony "dekleva gregorić architekti"

Peter Zumthor, szwajcarski wizjoner

2016-04-30

Nagroda Pritzkera to w świecie architektury odpowiednik Nobla. Co roku otrzymuje ją architekt, którego prace wyróżniają się jakością, w niezwykły sposób wpisują się w otoczenie i stanowią źródło inspiracji. Nagrodę ufundował Amerykanin Jay Pritzker, właściciel sieci hoteli Hyatt, w 1979 r.

Równo trzydzieści lat później to prestiżowe wyróżnienie przypadło szwajcarskiemu architektowi Peterowi Zumthorowi. W uzasadnieniu napisano, że to twórca, który nie ogranicza się po prostu do projektowania budynków, ale uwzględnia miejsca, w których powstają oraz związaną z nimi historię i kulturę. Szwajcar został porównany do wytrawnego rzemieślnika, wykorzystującego przeróżne materiały do nadania nowej jakości projektowanym przez siebie budynkom.

Porównanie do rzemieślnika okazało się dość celne. Zumthor był synem stolarza, swoją pracę zawodową rozpoczynał jako cieśla i konserwator mebli. W 1963 r. rozpoczął naukę w Szkole Sztuki Użytkowej w rodzinnej Bazylei. Trzy lata później został studentem Instytutu Pratta w Nowym Jorku, na wydziale wzornictwa przemysłowego i architektury. Po powrocie z USA Zumthor został architektem – konserwatorem w Wydziale Ochrony Zabytków kantonu Graubunden. Pod koniec lat 70. Szwajcar otworzył własną pracownię.

Pierwszym znaczącym dziełem Zumthora było muzeum sztuki w Bregencji, stolicy Voralbergu, kraju związkowego Austrii. Budynek jest przykładem architektonicznego minimalizmu. Fasadę tworzy ponad siedemset szklanych płyt identycznych rozmiarów, umocowanych do stalowej konstrukcji. Wewnątrz znajduje się konstrukcja z betonu, betonowe są także ściany i sufity. Dzięki szklanej fasadzie, światło może swobodnie wpadać do wnętrza, a po zapadnięciu zmroku, wychodzić na zewnątrz. Sam architekt nazwał swoje dzieło mianem „gigantycznej lampy”.

W 1999 r. Zumthor zaprojektował termy w Valls w Szwajcarii. Budynek schowany jest w zboczu i ma konstrukcję betonową. Wnętrze wyłożone jest kamieniem typu gnejs, występującym w tym regionie, charakteryzującym się szarym kolorem oraz nietypową, pasiastą strukturą.

Dziełem Zumthora była także „Szwajcarska pozytywka”, czyli pawilon tego kraju na światowej wystawie Expo, odbywającej się w 2000 r. w Hanowerze w Niemczech. Budynek miał służyć jako miejsce odpoczynku dla odwiedzających, strudzonych wędrowaniem po innych pawilonach. Konstrukcja składała się z kilkunastu tysięcy belek z drewna modrzewiowego i sosnowego, łączonych bez użycia kleju czy gwoździ, za pomocą stalowych lin. Po zakończeniu wystawy pawilon rozebrano, a deski sprzedano.

W 2007 r, w Kolonii w Niemczech powstaje muzeum sztuki, należące do tamtejszej archidiecezji, także zaprojektowane przez Zumthora. Budynek ma bryłę z szarej cegły i powstał na ruinach romańskiego kościoła, zniszczonego w czasie II wojny światowej. W środku są trzy kondygnacje i w sumie siedemnaście sal wystawowych z różnym oświetleniem.

Prawdziwą osobliwością jest kaplica, dedykowana szwajcarskiemu świętemu Nikolasowi von der Flue, żyjącemu w średniowieczu i znanemu jako brat Klaus. Kaplica powstała w szczerym polu w niemieckim Wachendorf. Wnętrze zostało uformowane z pni 112 drzew, ustawionych pionowo i schodzących się u góry. Następnie od zewnątrz oblano je betonem, a kiedy zastygł, w środku rozpalono ogień. Płonął on przez trzy tygodnie. Po jego zgaszeniu pnie zostały wydłubane z betonowej skorupy… i tak powstała kaplica. Podłoga wykonana jest z ołowiu, a w środku stoi figura, wykonana przez rzeźbiarza Hansa Josephsohna.
rob

na zdjęciu termy w Valls, źródło Wikipedia, licencja CC BY-SA 3.0

David Chipperfield, czarodziej architektury

2016-04-25

Za zasługi w dziedzinie architektury otrzymał tytuł szlachecki od brytyjskiej królowej Elżbiety II, może też pochwalić się niezliczoną liczbą nagród i wyróżnień oraz członkostwem w brytyjskiej Królewskiej Akademii Sztuk a także orderem zasługi przyznanym przez wladze Niemiec, a także Praemium Imperiale, nagrodą w dziedzinie architektury, nadawaną przez dwór cesarski Japonii. Te wszystkie wyróżnienia dotyczą Brytyjczyka Davida Alana Chipperfielda. Jakby tego było mało, poddany brytyjskiej królowej jest właścicielem biura architektonicznego, posiadającego oddziały w kilku największych miastach świata – Londynie, Berlinie, Szanghaju czy Mediolanie.

David Chipperfield urodził się w 1953 roku w Londynie. Do zawodu architekta dochodził zwykłą drogą – w 1976 roku skończył Wyższą Szkołę Sztuk Kingston. Przez dziesięć lat praktykował w pracowniach takich znanych architektów jak Richard Rogers czy Norman Foster, a następnie założył własną firmę architektoniczną.

Do pierwszych projektów Chipperfielda należał londyński sklep Isse Miyake, znanej firmy, sprzedającej perfumy. Znacznie bardziej prestiżowym dziełem okazała się siedziba Muzeum Rzecznego i Wioślarskiego w mieście Henley on Thames. Budynek znajduje się nad brzegiem Tamizy, elewacja stanowi połączenie drewna dębowego oraz szkła i betonu.

Kolejnym ciekawym projektem było Muzeum Literatury Nowoczesnej, zwane także LiMo w Marbach Am Neckar w Niemczech. Budynek stoi na kamiennej płycie i ma budowę szkatułkową, jak nie przymierzając powieść „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego. Główna bryła, zbudowana z cegieł wypełnionych oszkloną przestrzenią ukryta jest za palisadą z kolumn z białego kamienia, przypominającą starożytne greckie świątynie. Na kolumnach oparty jest biały dach. Projekt został zrealizowany w 2006 roku, a w kolejnym otrzymał nagrodę Stirlinga, przyznawaną przez Królewski Instytut Architektów Brytyjskich.

2007 rok to następny projekt, tym razem muzeum w mieście Lianghzu, położonym w prowincji Zhejiang we wschodnich Chinach. Budynek powstał na zrekultywowanych terenach poprzemysłowych, gdzie wykonano sztuczne wzgórza i rzeki. Bryła wykonana jest z kamienia – irańskiego trawertynu, a jej poszczególne części połączone są tarasami.

W 2009 roku w Berlinie ukończono przebudowę Neues Museum , czyli tak zwanego Nowego Muzeum, położonego na Wyspie Muzeów w stolicy Niemiec. Od początku nad projektem czuwał David Chipperfield. Budynek ma klasyczną, dwuskrzydłową formę z centralną, podwyższoną i wysuniętą do przodu częścią, przykrytą dwuspadowym dachem. Ciekawostką jest podziemny pasaż, prowadzący do wszystkich budynków Wyspy Muzeów.

Osobliwością architektoniczną jest kolejne dzieło Chipperfielda, Museo Jumex w stolicy Meksyku – Mexico City. Masywny gmach w kształcie trapezu ulokowany został na trójkątnej działce. Budynek ma nieregularnie rozłożone okna o różnych wymiarach, czy raczej otwory, skrywające tarasy, prowadzące do przeszklonych pomieszczeń. Prawdziwą ciekawostką jest dach, przypominający zęby gigantycznej, kamiennej piły. Muzeum zostało otwarte w 2013 roku, w środku prezentowane są skarby sztuki meksykańskiej oraz zagranicznej – między innymi islandzkiego rzeźbiarza i autora instalacji, Olafura Elliasona.

rob
na zdjęciu Muzeum Rzeczne i Wioślarskie., Henley on Thames, źródło Wikipedia

Zaha Hadid, oryginalność ponad wszystko

2016-04-19

31 marca 2016 r. zmarła Zaha Hadid, brytyjska architektka pochodzenia irackiego. Miała 65 lat. Na zawodowy sukces czekała bardzo długo, dopiero kiedy przekroczyła czterdziestkę, zmieniła status z „architektki, której nie udało się niczego zbudować” na „twórczynię, która nie nadąża z budowaniem”. To było bardzo mocne wejście – Zaha Hadid od razu znalazła się na architektonicznych salonach tego świata.

Początek nowego millenium był czasem, kiedy nawet najśmielsze wizje miały szanse na realizację. Wtedy wierzono, że wyjątkowe budynki – muzea, centra sportowe, siedziby firm – dodadzą splendoru miastom, w jakich powstają oraz instytucjom, które goszczą. Pomysły architektoniczne Hadid zawsze były spektakularne. Architektka, nazywana „królową łuku”, ponieważ w jej projektach próżno szukać kątów prostych, proponowała przyciągające uwagę bryły i nietypowe konstrukcje.

W 1993 roku zrealizowano pierwszy budynek, zaprojektowany przez Brytyjkę. Była to remiza strażacka w niemieckim mieście Weil am Rhein, mieszcząca się obok siedziby firmy Vitra. Remiza nie przypomina w żaden sposób podobnych obiektów w innych miastach czy krajach. Bryła to połączenie betonowych ścian, rozrzuconych jakby przypadkiem, obok znajduje się trójkątny dach, podparty przez kilka kolumn. Od frontu mamy coś w kształcie dziobu statku, z przeszkleniem z jednej strony, a do części budynku prowadzą schodki i kładka.

W 1999 roku powstała skocznia narciarska Bergisel w Austrii, zaprojektowana przez Zahę Hadid. Laik może zastanawiać się, co też architekt może wymyślić w tak trywialnym przypadku. Bergisel robi wrażenie łukowatą konstrukcją, łączącą górną część skoczni, gdzie są belki startowe z przeszklonym pawilonem, w którym skoczkowie oczekują na swoją kolej przed oddaniem skoku.

W latach 2001 – 2005 w Lipsku zbudowano fabrykę BMW. Obiekt to nie tylko zwykły zakład przemysłowy, produkujący auta. W ogromnej hali zaprojektowano coś w rodzaju tarasów, mieszając pomieszczenia biurowe z liniami, wzdłuż których przesuwają się niewykończone jeszcze samochody. Fragment cyklu produkcyjnego można oglądać na przykład z jadalni. Zamierzeniem twórczyni było pomieszanie tradycyjnego podziału na dział produkcji i administrację.

Kolejnym spektakularnym dziełem Zahy Hadid było muzeum techniki Riverside w Glasgow, położone nad rzeką Clyde. Zwiedzających wita ogromna, przeszklona fasada, wznosząca się na ponad trzydzieści metrów, zwieńczona zygzakowatym dachem, pokrytym blachą. Budynek ma także zygzakowaty kształt.

Na Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2012 r. Brytyjka zaprojektowała ośrodek sportów wodnych. Przy centralnym basenie powstało sześć betonowych skoczni różnej wysokości. W suficie umieszczono niewielkie otwory, przepuszczające światło. Część dachu przypomina plaster miodu, również po to, by doświetlić wnętrze.

Wiosną 2012 r. w Baku, stolicy Azerbejdżanu, otwarto centrum kultury imienia Gajdara Alijewa, zaprojektowane przez Zahę Hadid. Budynek przypomina cielsko wieloryba, wyrzuconego na brzeg. Inni porównują go do fragmentu wulkanicznej lawy. Centrum przykrywa biały dach i podobnie jak w przypadku muzeum techniki z Glasgow, fasada jest przeszklona. W środku mieści się centrum konferencyjne, galeria i muzeum.

Nie wszystko jednak, czego dotykała architekta, zamieniało się w złoto. Cztery lata temu wygrała konkurs na projekt stadionu olimpijskiego w Tokio. Tuż po ogłoszeniu wyników, projekt został poddany krytyce, jako niepasujący do otoczenia, bombastyczny i kosmicznie drogi. Niektórzy porównywali go do wielkiego rowerowego kasku. Na fali kontrowersji, władze Japonii zrezygnowały z realizacji pomysłu Zahy Hadid.

na zdj. Centrum kultury Gajdara Alijewa, Baku. Zdjęcie na licencji Wikimedia commons.