Rozepchnąć się łokciami

Przywykliśmy już do opowieści o  niebotycznych wieżowcach: jak w stalinowskiej pieśni, wysze, wysze, wysze! – i lada chwila Dubaj stanie się karzełkiem przy nowych nowojorskich czy moskiewskich projektach. Oczywiście, stoi za tym i pycha, i wyścig o prestiż, i duma architektów, ale i potrzeba znacznie bardziej wymierna i zdroworozsądkowa: wygląda na to, że na naszych oczach jednym z najcenniejszych dóbr staje się przestrzeń.

Widać to szczególnie po projektach, które zgłaszają giganci, obracający największymi ilościami dóbr, które muszą gdzieś składować. I to – nie na pustyni, w niedostępnych górach czy w nieczynnej kopalni, lecz w miarę blisko węzłów komunikacyjnych, lotnisk, zasobów ludzkich.. Nic dziwnego, że armie, rządy, ale i potentaci w branży sprzedaży on-line szukają miejsca na kolejne magazyny, najchętniej – obsługiwane w sposób zautomatyzowany, bo przecież żadna armia pracowników nie podołałaby temu bieganiu od półki do półki.

Jeśli nie można wszerz, pozostają dwa kierunki: w górę lub w dół. Stąd także, a nie tylko z pychy, kariera wysokościowców. Ale ich budowa i utrzymanie pochłania jednak spore kwoty, bywają też zawodne. Gdzie jeszcze możnaby sięgnąć?

Dwa ostatnio zgłoszone patenty porażają pomysłowością – ale i zachłannością na przestrzeń. Jedna z wielkich firm branży online opatentowała pomysł – na razie jeszcze pozostający w strefie marzeń, ale na tyle realny, że można ująć samą koncepcję w ścisłym języku prawniczym – zawieszenia nad miastami olbrzymich zeppelinów. A właściwie – neozeppelinów: wielkokrotnie większych i bezpieczniejszych od swoich owianych nostalgią poprzedników sprzed wieku. Napełnione gazem lżejszym od powietrza, z ogromną wypornością, wisieć będą, wypełnione setkami tysięcy towarów – komunikacja z nimi zaś będzie się dokonywać za pomocą helikopterów dostawczych, lecz przede wszystkim dronów, bez wysiłku i bez spalin krążących między sterowcem a klientami.

To ci pomysł! Ta sama firma, do czasu, kiedy budowa neozeppelinów nie okaże się możliwa, opatentowała pomysł wykorzystania jako składowisk… dna stawów, jezior i mórz. Opakowane hermetycznie palety (umówmy się, nie jest to wyzwaniem dla dzisiejszej technologii) zjeżdżać będą po pochylni w głąb zbiornika. W momencie, kiedy któryś z nich okaże się potrzebny – sygnał radiowy aktywować będzie silnik (lub, w bardziej fikuśnej wersji, samo napełniający się balon) i pożądany zbiornik wypłynie na powierzchnię.

Jest w tym metoda – ale metoda, wykorzystana z konsekwencją, która niewiele różni się od szaleństwa. „Urzeczowienie” świata wokół nas, potraktowanie go w sposób czysto użytkowy, musi przerażać. Ale też daje nam czytelny sygnał, co okazuje się naprawdę warte w puchnącym od dóbr świecie. Kupując działkę pod projekt domu jednorodzinnego – odżałujmy, dokupmy tych na pozór zbędnych 50 metrów kwadratowych. Nawet z zarastającym oczkiem wodnym albo starym żwirowiskiem. Kto wie, co przyjdzie nam tam składować?