Pan domek był chory

W zasadzie – nie domek, tylko jego rezydent. Ale w nomenklaturze medycznej i architektonicznej przyjęło się mówić o „syndromie chorego budynku” (sick building syndrome, SBS), chociaż rzecz nie w dolegliwościach architektury („Domy przedmieścia o podkrążonych oknach domy kaszlące cicho dreszcze tynku domy o rzadkich włosach chorej cerze” – pisał młody Herbert), lecz tzw. niespecyficznych objawach, jakich doświadczają ich mieszkańcy.

Te „niespecyficzne objawy” to cała wiązka dolegliwości na pograniczu migreny, rozkojarzenia, lekkiego przeziębienia oraz alergii. Jednym bardziej doskwiera zapalenie spojówek, innym promieniujący ból głowy, innym – katar sienny. Jak w ogóle można tak ogólne objawy i tak powszechne dolegliwości traktować jako jedną „wiązkę” choroby? Wytłumaczenie jest jedno: u pacjentów ze zdiagnozowanym syndromem SBS wszelkie objawy znikają jak ręką odjął po opuszczeniu budynku, w którym spędzają większość czasu.

Pół biedy (chociaż czy rzeczywiście?), jeśli jest to miejsce pracy: prawie zawsze można zmienić posadę. Ale co, jeśli podobne objawy pojawiają się w świeżo wzniesionym, własnym domu? Wyburzyć? Wybrać los pustelnika?

To nie jest tylko dolegliwość z wyższej półki, przejaw hipochondrii, jeden z wyśmiewanych „problemów pierwszego świata”: najbardziej niepokoi nie śmiertelność (której nie ma: rzecz zwykle kończy się na migrenie, chociaż zdarzają się powikłania), lecz dane epidemiologiczne: W 1984 roku Światowa Organizacja Zdrowia informowała, iż syndrom SBS występuje aż w 30% nowych i odnawianych budynków na świecie.

Co  może być przyczyną tak „rozstrzelonych” i niejednorodnych objawów? Odpowiedź a to pytanie jest wyzwaniem dla lekarzy i architektów, którzy mówią o jednej „wiązce” i fundamencie przyczyn: niewystarczającej ilości świeżego powietrza i złej jakości dostarczanego. Grzyby, pleśnie, ale też produkty uboczne oddychania i pocenia się współpracowników i domowników; substancje chemiczne, zarówno wydzielające się ze świeżo wzniesionych murów (niewyschnięte do końca farby, lakiery, kleje), jak będące wynikiem rozpadu nietrwałych związków organicznych używanych współcześnie lub dawniej w budownictwie (kleje, ftaleny, mikrodrobiny folii).

Recepta jest jedna: powietrze, powietrze, powietrze! Warto dbać o okna na przestrzał. O częste ich otwieranie. I o rozważenie na serio systemów wymuszonego obiegu powietrza wewnątrz budynku.