Ogrody filozoficzne

Hasło „ogród filozoficzny”, który łączyć ma szerokość horyzontów (myślowych) z dobitnością dydaktyki nie brzmi najlepiej i nie do końca wiadomo, jak idea taka miałaby się realizować w praktyce: ostatecznie, jak wiele refleksji przekazać można za pomocą grządki maciejki, prócz tego, że jej zapach jest dowodem na istnienie piękna? Gdzieś w tyle głowy pobrzmiewa ironiczna proza poetycka Herberta o „prawdziwej historii kreteńskiego labiryntu”, który miał być jakoby przykładem „architektury pedagogicznej”: „przez system korytarzy, od najprostszych do coraz bardziej skomplikowanych, różnicę poziomów i schody abstrakcji miał wdrażać księcia Minotaura w zasady poprawnego myślenia”. Ale, jak pamiętają czytelnicy Herberta, nie skończyło się to dla Minotaura dobrze.

Twórcy prawdziwych ogrodów filozoficznych nie mają na szczęście takich ambicji. Czasem są w gruncie rzeczy dosyć prostolinijni, jak szkocki poeta Ian Finlay i jego małżonka Sue, którzy przez lata tworzyli w majątku Dunsyre w pobliżu Edynburga ogród, jak głosiło hasło, „poświęcony poezji konkretnej”, co sprowadzało się – prócz pięknych pergol – do odlania w betonie szeregu krótkich wierszy i aforyzmów. Być może kalambur, funkcjonujący w języku angielskim, gdzie „concrete poetry” znaczyć może zarówno „poezję konkretną” jak – na upartego – betonową, usprawiedliwiał te starania.

Co innego jednak Charles Alexander Jencks – osiemdziesięcioletni blisko architekt, teoretyk kultury, historyk sztuki i projektant krajobrazu, którego trudno już traktować z przymrużeniem oka, skoro zaprojektował kilka skłaniających do myślenia ogrodów, wśród nich – najgłośniejszy chyba „Ogród Spekulacji Kosmicznych”, w którym umieścił odwołania do teorii kosmologicznych i fizycznych oraz do zjawisk w rodzaju fraktali, solitonów, czyli rodzaju fali stojącej, teorii strun czy łańcucha DNA. Można się po nim przechadzać godzinami, kontemplując, jak w japońskich ogrodach zen, ład natury – albo skręcić w poświęconą zmarłej żonie alei róż.
Jak się okazuje, naprawdę ładne ogrody mogą się obyć bez cyprysika i tui. [w.s.]