Obrońcy nowych technologii i starych idei

Obrońców modernizmu nie brakuje: tylko w Polsce ukazał się w ciągu ostatniego roku tuzin prac biorących w obronę Wielką Płytę i jej projektantów, ale i szerzej, całe pokolenie lewicowych reformatorów, od Brukalskich po Piechotków, którym marzylo się czasem dość pozbawione ogródek reformowanie świata społecznego wokół siebie. W Polsce tego rodzaju akty obrony zawsze podszyte będą pewną dwuznacznością – nie sposób bronić Brukalskich nie zachowując podaj cienia sympatii do realnego socjalizmu, będącego zarazem ideowym i materialnym mecenasem takich działań. Ale to, co robi wrażenie, to obrona modernizmu w krajach, w których angażowano się za nim wyłącznie z przyczyn ideowych i estetycznych – bodaj Wielka Brytania.

Rzecznikiem tego rodzaju nostalgii na Wyspach Brytyjskich jest historyk sztuki, eseista i publicysta Owen Hatherley, który nie po raz pierwszy usiłuje wyróżnić trzy środowiska: „magnatów” sztuki architktonicznej, często egotycznych, zapatrzonych w indywidualną sławę i realizację (i często uwikłanych w różnego rodzaju skandale); reformatorów, podejmujących obronę „neo-neomdernistycznej formuły” oraz zwolenników klasycyzmu, czy może przede wszystkich oponentów modernizmu, których nie waha się określać mianem „pajaców”.

Zarazem jednak zwraca Hatherley uwagę, że w pewnym sensie powrót modernizmu (a przynajmniej utrzymanie przezeń solidnych przyczółków) gwarantuje sama rewolucja technologiczna, która dokonała się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Strunobetony, beton architektoniczny, „inteligentne technologie”, wysokowytrzymałe panele z mas plastycznych, pompy ciepła, nowe rozwiązania wentylacyjne, „inteligentne domy” – to wszystko zostało stworzone myślą o rozwiązaniach modernistycznych: o śmiałych łukach, wysokich ścianach nośnych, nieoczekiwanych załamaniach, urągających tradycyjnej statyce. Do czego jeszcze można by wykorzystać strunobeton, pyta Hatherley? Do renowacji w duchu secesji?