Domy fińskie sprzed lat

Domki fińskie kojarzą się z prostotą, ekologią, funkcjonalnością i wygodą. Nie ma tu przewagi formy nad treścią i zbędnych ozdób. Domek fiński jest surowy jak klimat północnej Europy, mimo to ma swoich zagorzałych zwolenników. Nie wszyscy wiedzą jednak, że tego typu budownictwo pojawiło się w Polsce wiele lat temu, jeszcze zanim nastała era bujnego rozkwitu budowania na własną rękę.
Domki fińskie zaczęły być budowane w naszym kraju tuż po wojnie. Oczywiście, nie było to budownictwo indywidualne, bo w tych czasach bardzo niewiele osób było stać na taką inwestycję. Polska skorzystała z pomocy ZSRR i jak mówią złośliwi, była to jedyna korzystna pomoc dla naszego kraju. Otóż nad Wisłę zaczęły trafiać domki, jakie Związek Radziecki otrzymał w ramach reparacji wojennych z Finlandii. Kilkadziesiąt budynków postawiono w samym sercu Warszawy,  w 1945 lub 1946 roku – tu źródła nie są zgodne – za parkiem Ujazdowskim. Zamieszkali w nich inżynierowie, których zadaniem było odbudowanie zrujnowanej wojną stolicy.
Domki były przywożone w częściach i składane na miejscu. Wszystko pochodziło z Finlandii, nie tylko ściany i dachy, ale także okna, drzwi a nawet klamki. Projekt domu był bardzo prosty. To niewielki budynek, na planie prostokąta, parterowy z użytkowym poddaszem. Miał dwuspadowy dach, kryty dachówką. Na dole mieściła się kuchnia, dwa pokoje oraz łazienka. Domy budowano bez uzbrajania terenu, dlatego nie miały na przykład kanalizacji. Na górnym piętrze były najczęściej dwa pokoje. Przy ulicy Jazdów w Warszawie powstało kilkadziesiąt takich domków. Do czasów współczesnych przetrwało kilkanaście, część została zburzona  kiedy w latach 60. budowano trasę Łazienkowską. W sąsiedztwie powstały też ambasady zagraniczne. To co pozostało, zaskakuje urodą i prostotą. Do tego stopnia, że kiedy ponad rok temu pojawił się pomysł ich zburzenia – chodzi przecież o centrum stolicy – mieszkańcy i miłośnicy spontanicznie zaczęli zbierać podpisy w ich obronie. Los osiedla sprzed lat nie jest jeszcze przesądzony, choć nie brakuje też głosów, że domki fińskie w Jazdowie kojarzą się  z biedą czasów powojennych i powinny zniknąć.
Nie tylko Warszawa była enklawą fińskiego budownictwa. W latach 50. podobna architektura zaczęła powstawać także na Górnym Śląsku. Podobnie jak w stolicy, budynki pochodziły prosto z Finlandii, ale tym razem Polska dostała je w ramach rozliczeń za eksport węgla kamiennego. Był to pomysł ówczesnych władz. W domkach fińskich zamieszkali górnicy z rodzinami. Ważną zaletą był krótki czas budowy, co miało ogromne znaczenie w czasach powojennego głodu mieszkaniowego. Osiedla takie powstawały w Sosnowcu, Świętochłowicach, Bytomiu, Będzinie czy Czeladzi. Były identyczne jak te warszawskie – niewielkie, o prostej konstrukcji i powierzchni użytkowej około 70 m. kw. Niestety, w większości miast Śląska i Zagłębia do dziś zachowało się niewiele domków fińskich. Większość zburzono, kiedy przyszedł czas budowania bloków z wielkiej płyty. Niektóre z tych, jakie przetrwały, zachowały niezmieniony wygląd zewnętrzny i wewnętrzny. Sporo przebudowano i unowocześniono, zachowując jedynie bryłę. Zdarzają się też przypadki, ze domki fińskie są rozbierane i przenoszone w inne części Polski, gdzie służą jako domki letniskowe. To kolejny dowód na ich trwałość i funkcjonalność.

RR