Domek na kładce, czyli architektura obywatelska

Ze związkami architektury z polityką ostatnio bywa różnie. Wiadomo, że historycznie wielkie budowle były tworem władców i demonstracją woli panowania, począwszy od egipskich piramid i babilońskich zigguratów: wiadomo, że w pośredni sposób wyrażały „ducha czasów” i założenia ustrojowe, choć czasem niełatwo tych sensów doszukać się na pierwszy rzut oka: grecka agora, kolebka demokracji, nie różni się tak bardzo (najwyżej rozmiarami) od Placu Czerwonego.

Od kilku pokoleń siedziby władz centralnych, najważniejszych, wznosi się zazwyczaj w dość bezosobowym, neoklasyczno-neorenesansowym stylu, luźno nawiązującego (głównie chyba w przekonaniu twórców) do klasycznego ładu, a zarazem – do XIX-wiecznej solidności. Władze lokalne natomiast rzadko chyba próbują przekazać jakąś „ideologię”, wznosząc swoją siedzibę: od projektu wymaga się, by był tani, funkcjonalny, a jeśli się za te pieniądze da, jeszcze w miarę estetyczny: dużo szkła, dużo przestrzeni, czasem jakiś fantazyjny system oświetleniowy lub nawiązanie do lokalnych motywów sztuki ludowej na fasadzie bądź w kolorystyce wnętrz.

Tymczasem władze gminy Eystur, położonej w miasteczku Nordragora, na najbardziej wschodniej z Wysp Owczych (małego, na połu samorządnego archipelagu na Atlantyku, formalnie należącego do Danii) pokazały, że przy pomocy narzędzie architektonicznych można naprawdę wiele. Jeśli się chce.

Ratusz, znany jako Eysturkommuna Town Hall, miał za zadanie służyć dwóm gminom, które zostały połączone ze względów demograficznych i czysto funkcjonalnych: Leirvík i Gøta. Po ich połączeniu w roku 2009 okazało się, że granica między przebiega wzdłuż rzeczki (rączego potoku) – i że niezbędne jest scalenie dwóch urzędów gminnych w jeden, nie tylko pod względem prawnym, lecz i lokalowym.

Skandynawskie biuro projektowe Henninga Larsena odpowiedziało na to wyzwanie wznosząc niewielki ratusz wprost nad nurtem rzeki. Jest to ratusz-most: można doń wejść od strony obu brzegów, czyli obu dawnych gmin, kto zaś zamierza po prostu przejść na drugi brzeg – przechodzi po moście, czyli obsadzoną trawą ścieżką, poprowadzoną na szczycie budynku, doskonale wtopionego w naturę.

W Polsce wyjątkowo tylko dochodzi do scalania gmin, a budżety na budowę budynków użyteczności publicznej są z pewnością niższe niż w Skandynawii. Ale myśl by, mając „na terenie” jar lub dolinkę ze strumieniem, wznieść nad nim budynek, który zagospodaruje puste miejsce i może posłużyć jako most – warta jest wykorzystania.