Natalia zwiedza Warszawę

Karlino w nadwiślańskiej piwnicy

2018-02-28

Zdążyliśmy w Warszawie przywyknąć do hucpy deweloperów, do tego, że za nic mają zabytki, plany zagospodarowania przestrzennego, estetykę i wolę mieszkańców. Nadal nie przywykliśmy do tego, że lekceważą nasze bezpieczeństwo: historie takie, jak postawienie na Woli nowego osiedla na składowisku toksycznych odpadów zdarzają się jedynie wyjątkowo. Jak się jednak okazuje, podobne numery możliwe są nadal – tyle, że na Pradze.

Gazociąg ciągnący od obszarów Żerania Przemysłowego na brzeg Wisły poprowadzono najgorszą możliwą drogą: prosto przez tereny zielone, z lekceważeniem jakiegokolwiek planu zagospodarowania przestrzennego, wycinając kilka tysięcy drzew. A kiedy już to się stało, kiedy rozkopano ziemię, wycięto drzewa, zainstalowano kosztowną infrastrukturę monitoringową i przesyłową – deweloperom odwidziało się i postanowili dopuścić na zielonych, nadwiślańskich terenach u wylotu Kanału Żerańskiego – budownictwo mieszkaniowe! Czy mieszkańcy nowych osiedli i deweloperskich będą mogli robić sobie prywatne odwierty gazowe w piwnicach? To pewnie nie: ale kto zagwarantuje, że nie dojdzie do rozszczelnienia jakiegoś odcinka przemysłowego gazociągu?

Górą czy dołem?

2018-02-23

W miarę, jak piesi, inwalidzi na wózkach, matki z dziećmi i rowerzyści coraz odważniej upominają się o swoje prawa w wielkim mieście, coraz częściej podnoszona jest kwestia przejść dla niezmotoryzowanych. W pierwszej fazie dyskusji rzecz dotyczyła przede wszystkim centrum miasta: jak wiadomo, niedawno otwarto ‘wieniec’ przejść naziemnych w pobliżu ronda Dmowskiego, trwa spór o to, czy pasy powinny się również pojawić tuż przy największym w Warszawie przejściu podziemnym,

Coraz częściej jednak pojawiają się również pytania o Wisłostradę, po pierwsze dlatego, że miasto, chociaż z oporami, zaczyna się zwracać ku Wiśle, po drugie – ponieważ zaprojektowana na przełomie lat 60. i 70. droga szybkiego ruchu przewidywała takich połączeń wyjątkowo mało. W ścisłym centrum liczne skrzyżowania i światła doprowadzają do rozpaczy jadących Wisłostradą kierowców – od Czerniakowa jednak na południe i od Starego Miasta na północ to piesi mogą się czuć jak w pułapce.

Ruchy miejskie i władze dzielnic usiłują ich z niej wyrwać, szukając jednak metod na oślep. Ostatnio wrócił pomysł kładki nad Wisłostradą na wysokości Kępy Potockiej: osiedli tam wprawdzie mało, chodzi jednak o stworzenie setkom spacerowiczów, stłoczonych na kilku hektarach parku, na niemal bezludne nadwiślańskie błonia po drugiej stronie trasy.

I w tym momencie okazało się, że lepsze jest wrogiem dobrego: pomysł kładki zaczęto krytykować, podkreślając zalety przejścia podziemnego. Krytycy podnoszą, że do przejścia podziemnego prowadzić może „łagodne zejście”, podczas gdy wejście na kładkę, zwłaszcza, gdy ma ona służyć rowerzystom, wymaga długich podjazdów, pochłaniających przestrzeń zieloną. Ale przecież przejście pod Wisłostradą będzie co najmniej tyle poniżej poziomu gruntu, co kładka – powyżej. Owszem, w przejściu podziemnym nie wieje, co nieraz ma miejsce na kładce. Za to bardzo często – kapie…

Najwyraźniej sprawa wymaga jeszcze studiów porównawczych. A może – na zmianę, raz pod szosą, raz nad? Albo – postawić obie konstrukcje i obserwować, jak piesi „głosują nogami”?

Przedszkola w czarnej chmurze

2018-02-19

Lament nad smogiem jest powszechny, ale winowajców wymienia się zwykle dość abstrakcyjnych: bliżej nieznani „palacze opon”, bliżej nieznani „decydenci”. Stowarzyszenie „Miasto Jest Nasze” od miesięcy stawia kropkę nad i, przywołując konkretnych polityków i winowajców, konkretne, nie uogólnione decyzje świadczące o niezrozumieniu skali problemu lub jego maksymalnym zlekceważeniu.

Liczba „1934”,nagłośniona przez MJN, nie odnosi się do historii najnowszej lecz do statystyki: to 1934 budynki komunalne należące do miasta, które nie tylko nie są podłączone do sieci ciepłowniczej, lecz zamiast gazu, pelletów, baterii słonecznej, wybrano (lub zaakceptowano) jako sposób ogrzewania – węgiel, piece miałowe!

Dym bije z dwóch tysięcy kominów – co gorsza, jak pokazują sporządzone przez MJN mapy, w ponad stu przypadkach leżące w bezpośrednim sąsiedztwie przedszkoli!
Tak być nie musi. Więcej, tak być nie może.

Jedno burzą, drugie stawiają – a wszystko bez sensu

2018-02-19

Nie przebrzmiały jeszcze echa odnowionych sporów o Pałac Kultury, który „czwarta brygada” sposobi się znieść z powierzchni ziemi, zasypując Warszawę na dziesięciolecia pyłem, a już pojawia się nowy pomysł: odbudowa Pałacu Saskiego na stulecie odzyskania niepodległości. Pomysł ten nie wyszedł na szczęście z kręgów ściśle rządowych, ale widać, że cieszy się przychylnością władzy: pozytywnie mówi o nim mazowiecki konserwator zabytków, kilku posłów nie posiada się z radości.

Oczywiście, byłby to mocny gest, niezły efekt, pokaźny zastrzyk dla branży budowlanej: ten beton, te tynki! W gruncie rzeczy jednak z rozwiązaniem tym jest podobny kłopot, co z dziesiątkami innych rozwiązań pseudoklasycznych: nuda, panie. Modernizm jest brzydki, ale neoklasycyzm jest nudny.

Przede wszystkim jednak zdumiewa ten talent do strzelania sobie samemu w stopę, do kontrskuteczności. Odbudowę Pałacu Saskiego promują środowiska, deklarujące się jako szczególnie zainteresowane w umacnianiu pamięci zbiorowej, w podkreślaniu i wydobywaniu prawdy o polskim doświadczeniu podczas II wojny. Czy nie zdają sobie sprawy, jaki potencjał ikoniczny zdobył przez 70 lat Grób Nieznanego Żołnierza w swoim obecnym kształcie? Dlaczego chcą schować go za toną tynku?

Mostek nad laskiem Woli

2018-02-11

W gruncie rzeczy za każdym razem dzieje się tak samo: nowe bariery komunikacyjne rodzą nowe próby ich przezwyciężenia. Nawet, jeśli idzie o wykop kolei obwodowej, łączącej Warszawę Zachodnią z Gdańską.
O planach modernizacji i pełnego wykorzystania linii, która przeżywała swoją świetność w II RP, później powoli popadając w zapomnienie, słychać od dekad. Ostatnio, przed dwoma laty, zdecydowano się na modernizację przystanku przy Okopowej, PKP Warszawa-Powązki: może on zostać wykorzystany przez mieszkańców nowych osiedli mieszkaniowych.
Początkowo planowano dojście doń jedynie od strony Żoliborza: nowych osiedli na Rydygiera. Nacisk mieszkańców dał jednak efekt: władze Woli zgodziły się na budowę nowej przeprawy. Na wysokości PKP Powązki można będzie trafić na stację (wymagającą rzecz jasna lekkiej przebudowy) połączoną kładkami z obu stron!

Oczyszczanie pokładów żużlu

2018-01-29

Wiele się mówi o recyclingu, mało się dzieje w tej dziedzinie, ale trochę tak: coraz częściej zdarza się sortowanie śmieci, nawet to niewymuszone przez zarządców budynków czy odbiorców odpadów, coraz częściej widać właścicieli psów z torebkami jednorazowymi i gospodynie domowe – z płóciennymi torbami wielorazowego użytku zamiast reklamówek. Coraz więcej oczyszczalni ścieków, filtrów nakładanych na kominy, pomiarów stężenia spalin.
Naprawdę jednak rzadko w Polsce mówiło się dotąd o rekultywacji gleby. Owszem, państwo, władze miejsce i kopalnie radziły sobie czasem z hałdami, wykopami po odkrywkach lub tzw. śmieciowymi górkami: na miejscu tych pierwszych powstał choćby słynny Park Rozrywki w Chorzowie, na miejscu wyrobisk – liczne, zarządzane przez PZW stawy rybne, na miejscu śmieciowych górek – malownicze wzniesienia, przełamujące monotonny pejzaż równinny wokół Warszawy, z wnętrza których przez wiele lat jeszcze czerpać będzie można metan. Ale rekultywacja czegoś, co już dawno spoczęło bezpiecznie pod ziemią?
Okazuje się, że jest to możliwe: Huta Arcelor Mittal (dawna Huta Warszawa) recykluje w najlepsze dawne składowiska odpadów pohutniczych znajdujące się w północnej części terenów Huty. Po uzyskaniu odpowiednich zezwoleń wydobyto ponad 100 tys. ton odpadów (głównie żużlu i pyłów hutniczych). Na pierwszy ogień poszła wywózka żużlu i jego przeróbka na nieaktywne biologicznie kruszywo, na wiosnę planowana jest tzw. fitoremediacja, czyli ”wychwytywanie” szkodliwych cząstek metalu przy pomocy specjalnie sadzonych, a następnie ścinanych i spopielanych roślin.
Oczywiście, nie ma się co łudzić: czarnoziem to to nie będzie, a Huta walczy po prostu z odium „niszczycielki środowiska na północy Warszawy”. Ale to dobrze, że robi to nasadzając wierzbinę, a nie sadzając (na ławie oskarżonych) krytyków.

Niesmaczna oś

2018-01-26

Przewodniki miejskie zwykle, złożywszy daninę zabytkom, parkom i pałacom, polecają również godne uwagi bary i restauracje. Nigdy nie jesteśmy pewni, jak duży jest w podobnych zabiegach element lobbyingu, informacje bywają mocno zdezaktualizowane, wobec uniformizacji światowej kuchni maleją też szanse, że spróbujemy czegoś naprawdę wyjątkowego. Pokusy i pragnienia jednak nie maleją, nie ma więc niemal przewodników, które nie obiecywałyby jakichś wyjątkowych radości kulinarnych.

Czasem zdarzają się przestrogi – znacznie rzadziej jednak i niesystematyczne: ot, odradza się przybyszom jakiś lokal czy uliczkę, gdzie zdarzają się burdy..

Nie wtedy, gdy do pracy zabiorą się systematyczni Anglicy. „The Food Safety Map of London Postcodes” stworzona przez analityka danych Marka Dunne, opisuje szczegółowo sytuację w mikroregionach Londynu, wyróżnianych zwykle przy pomocy znacznie popularniejszych niż w Warszawie kodów pocztowych. Dunne naniósł na mapę dane z agencji rządowej, odpowiedzialnej za przestrzeganie standardów żywieniowych i higienicznych (Food Standards Agency) i odkrył rzecz poruszającą: najgroźniejsza dla żołądka (bo niekoniecznie dla kieszeni) jest oś NW-10 – E6, przebiegająca w poprzek Londynu.

Dunne wstrzymuje się na razie od ocen i poszukiwania głębszych przyczyn demograficznych czy infrastrukturalnych (niezdrowa woda?). Ale sam pomysł, by zaznaczyć na mapie „zdrowe” i „niezdrowe” pasma, wart jest odnotowania.

Jeszcze duszniej na Ursynowie

2018-01-12

Południowa obwodnica Warszawy domyka się pełną parą. Nawet jednak, jeśli oznacza to częściowe odciążenie ruchu na obrzeżach miasta między Ursynowem a Wawrem, nie oznacza czystszego powietrza: najbardziej spektakularny odcinek planowanej trasy szybkiego ruchu, czyli słynny „tunel pod Ursynowem”, powstanie bez oczekiwanych przez mieszkańców filtrów spalin: można sobie tylko wyobrazić, co będzie się działo w samym tunelu i przy wylotach wentylacyjnych na jego powierzchni.

Prace trwają już od dłuższego czasu: na Wiśle turecki potentat Gulermak rozpoczyna prace nad mostem (najbardziej) południowym, firma Astaldi dokopała się na Ursynowie do spodniej płyty metra i wzmacnia ją, zanim rozpocznie pod nią przekop, trwa ograniczona wycinka drzew w Mazowieckim Parku Krajobrazowym.

Jak się jednak okazuje, nie będzie filtrów w dwóch wyrzutniach spalin z ponad 2-kilometrowego tunelu wzdłuż ul. Płaskowickiej. Dwie 15-metrowe wieże stojące na jego obu końcach będą „pompować” całą smogową mieszankę, w jakiej od kilku lat dusi się Warszawa, prosto na dzielnicę: Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Warszawie uznała, że filtry nie są niezbędne. Trwać będzie jedynie monitoring powietrza w tunelu.

Krok za krokiem koło Rotundy

2018-01-07

Wiadomo, że kwestia praw pieszych i kierowców to pole minowe, a co więcej – że zamiana ról dokonuje się tu co i raz: bardzo niewielu jest pieszych, którym nigdy nie zdarza się jechać komunikacją, czasem transportem publicznym, czasem własnym pojazdem; niemal równie niewielu jest kierowców samochodów, którym nigdy nie zdarzyłoby się drobić po chodniku, czasem pokrytym błotem czy śniegiem. Cały kłopot w tym, by zrozumieć, jak „wymienne” jest to doświadczenie.

Okazją do tego bywa często prosty akt przechodzenia przez ulicę. Szczególny supeł trwa w ścisłym centrum Warszawy, przy Rondzie Dmowskiego: dziesiątki tysięcy osób, które codziennie przesiadają się w tym miejscu, zmuszone są do drobienia w dół, po śliskich schodach, do ciasnego, dusznego, hałaśliwego, niebezpiecznego wnętrza. Mniejsza jednak o styl, jaki panuje w przejściu – rzecz w tym, że dla osób niepełnosprawnych jedyną alternatywą dla śliskich schodów są ciasne, cuchnące, zasikane, często niesprawne windy, Nawet te sprawne są tak mało wydajne, że nigdy nie obsłużą choćby kilkunastoosobowej klasy czy wycieczki.

Aktywiści miejscy od lat apelowali o stworzenie możliwości przejścia pieszego w pobliżu Ronda. Zapewniali, że z pomiarów wynika, iż „większa przepustowość” ronda bez pasów to w obecnej, zatłoczonej Warszawie – mit. I wreszcie – udało się! Nie jest to załatwienie sprawy, nie jest to satysfakcja – otwarte przejścia na wysokości ul. Poznańskiej czy Widok to ciągle nie to. Jeśli jednak władze Warszawy otworzą te skróty w roku 2019, przejście pod ziemią zostanie oszczędzone setkom tysięcy wędrowców.

Strajk włoski, strajk warszawski

2017-12-27

„Dekomunizacja ulic” to, jak wiadomo, temat gorący: z nazwami najbardziej nieznośnymi, palącymi jak policzek, uporano się zwykle na początku lat 90. (szczególnie wymowna wydawała mi się zawsze zamiana patronki Nadieżdy Krupskiej na Batalionu „Pięść”), reszta ślimaczyła się przez ćwierć wieku. Wobec licznych przypadków obstrukcji municypalnej, w roku 2016 Sejm RP przyjął uchwałę regulującą kwestię dekomunizacji, na mocy której samorządy miały obowiązek uporządkować nazewnictwo do września br. Wobec bierności warszawskiego Zespołu Nazewnictwa Miejskiego, inicjatywę przejął wojewoda mazowiecki, który w połowie listopada podpisał decyzję o zmianie nazw blisko 50 ulic. Niemal natychmiast znalazły się one również na wirtualnych mapach stolicy.

Roma locuta, causa finita? Nie pod rządami tego ratusza, nie w warunkach „wojny dwóch plemion”. Mokotowski radny Marcin Gugulski na swoim blogu śledzi „dekomunizację na mapie.. i w terenie”. Dwie rzeczywistości – i dwa światy: tabliczki z dawnymi patronami, od Zygmunta Modzelewskiego po Leona Kruczkowskiego tkwią w najlepsze. Nie w jednym czy drugim zapomnianym miejscu, jako wynik przeoczenia czy lenistwa miejscowego podwykonawcy. Na całej długości ciągów komunikacyjnych jasno pokazują: my tu rządzimy!

Nie trzeba dodawać, że taka sytuacja znakomicie powiększa liczbę niedogodności, jakich doświadczają mieszkańcy: ani listy, ani taksówki, ani nawet karetki pogotowia nie dotrą pod nowy adres, jeśli nie będą miały szans odnalezienia drogi. Półtora miesiąca na wykonanie techniką napylania farby na blachę tabliczek? Gdybym nie wiedział, że to głupota, pomyślałbym, że sabotaż. A nie, wróć…

Zdjęcie z bloga radnego Marcina Gugulskiego