Garaż, pałac, natchnienie
Reporterzy New Yorkera i CBS piszą o nim jak o dziele sztuki. „Najbardziej wartościowy budynek do obejrzenia w Miami Beach!”. „Park w pionie!”. „Joggerzy ćwicza na jego rampach, zawodowi fotograficy urządzają sesje, turyści odwiedzają to miejsce setkami, odbyło tu się już wesele, dwie debaty i kilkanaście aukcji dzieł sztuki” - czytamy o.. wielopoziomowym parkingu pod mnemotechnicznym adresem 1111, Lincoln Road, Miami Beach.
Parkingi słusznie uważane są za piekło, a przynajmniej jeden z ostatnich kręgów czyśćca projektantów. W Stanach uważa się, że równie nisko sięgnąć mogą jedynie architekci więzień i pawilonów, służących do podpisu opłat na autostradzie: w Polsce, gdzie cywilizacja jest mniej zaawansowana, za podobne (nie)spełnienia uważa się zwykle wznoszenie altan śmietnikowych i adaptacje dawnych kwiaciarni na sklepy typu „Alhohol 24 h”.
Kalifornijski developer Robert Wennett postanowił zagrać podobnej tradycji i ograniczeniom na nosie. Kupiwszy w roku 2010 działkę w zaniedbanej części centrum Miami Beach i zorientowawszy się, że zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego może na niej wznieść przede wszystkim obiekt użyteczności publicznej, postanowił pójść za ciosem: zatrudnił jedną z najbardziej renomowanych firm projektowych, szwajcarską pracownię Herzog & de Meuron, i otrzymał propozycję rozwiązania, określanego już przez bezradnych krytyków jako „konstruktywistyczne”, „brutalistyczne” lub wręcz „radykalne”.
Za określeniami tymi kryje się sześciopoziomowy garaż na 300 samochodów, który sprawia początkowo wrażenie niewykończonego – nie ma niemal wcale (o co łatwo w kalifornijskim klimacie) ścian zewnętrznych, jest wyjątkowo przestronny (co oznacza, że kierowcy mają miejscami stromo pod górę) i dobrze doświetlony. W efekcie, w pagórkowatym krajobrazie Miami Beach, każde piętro garażu stanowi odrębny taras widokowy – i wielu kierowców (za wyjątkiem może agorafobów) marnuje cenne minuty, stojąc przy krawędzi.
Wennett zainwestował rozsądnie – na dachu budynku znajduje się jego penhouse, roślinność z jego ogrodu stanowi „wiszący ogród” na jednej ze ścian, na parterze garażu ulokowało się już kilka luksusowych butików, a cena za parkowanie w modnym miejscu jest niemal czterokrotnie większa, niż gdzie indziej – ale u podstaw jego decyzji stała przekora: naprawdę nie da się wznieść parkingu-dzieła sztuki?
Pozostaje mieć nadzieję, że polscy projektanci zechcą się zmierzyć z tym wyzwaniem. Do altany śmietnikowej też mogą się ustawiać fotoreporterzy Reutersa. (ws)